środa, 27 sierpnia 2014

Jeszcze przed Kindle

Musicie mi wierzyć, że czytanie książek na iphone zaspakajało moje potrzeby w zupełności. Nawet nie pomyślałam, że może być coś, na czym czyta się lepiej czy wygodniej. 



Miałam  wprawdzie pewne kłopoty z kolejnymi iphonami a to z tego prostego powodu, że aby wygodnie z nich korzystać należało każdy po kolei soft złamać. A nie było to proste. Czasem walczyłam bohatersko całą noc, podłączając pod kolejne komputery, ściągając co chwila inne wersje programów do łamania, wprowadzając w tzw tryb DFU
Na koniec tak się działo, że zawsze osiągnęłam sukces i nie powiem, że te walki nie sprawiały mi przyjemności. I ta przyjemność nie pojawiała się dopiero wtedy, kiedy soft się poddał, jak  to wynikałoby z tego starego dowcipu, gdzie przyszedł masochista do psychoanalityka skarżąc się, że uderza się młotkiem w głowę i na pytanie czy osiąga z tego jakąś przyjemność, mówi, że tak, wtedy, kiedy nie trafi.... Przyjemność z samego podejmowania działań i osiągania sukcesu była wielka. Kiedy tylko usłyszałam, że pojawia się coś nowego, musiałam to wypróbować. No tak już mam.
Wydaje mi się, że dopiero piątki nie złamałam. Jakoś już nie było potrzeby, aplikacje Apple stały się  tak różnorodne, że nie potrzeba szukać innych. Poza tym programy do łamania iphone już nie wymagają zaangażowania takiego jak kiedyś. Wchodzi się na stronkę jakąś tam z iphona, pobiera na niego soft odpowiednio przygotowany i to cała praca. Nie bawi mnie zupełnie.

No oczywiście Stanza była legalna, darmowa zresztą, z Apstore. Była swego czasu, najbardziej rozbudowaną aplikacją do czytania książek dostępną na iPhone’a i iPoda Touch. Lista zalet była długa, a w kolejnych aktualizacjach pojawiały się nowe, przydatne funkcje.
:. Katalog książek – wbudowany katalog zawierał ponad 100 tysięcy tytułów zarówno płatnych jaki darmowych.
:. Zarządzanie biblioteką – książki można było sortować według tytułu i autora. Istnieje możliwość tworzenia kolekcji. Nowością wersji 2.0 była ikona z zaznaczeniem, jaka część książki została przeczytana. Oczywiście pokazane były okładki książek. W widoku poziomym przewijanie tytułów bardzo przypominało nawigację z iTunes. Dostęp do ostatniej czytanej książki był bardzo łatwy – z poziomu menu głównego (zakładka Now Reading).
:. Czytanie – opcji było bardzo dużo: dostęp do spisu treści; słownik; edycja informacji o książce; podgląd stopnia zaawansowania czytania książki; tryb nocny (białe litery, czarne tło); przeszukiwanie treści książki; widok pionowy i poziomy z opcją zablokowania rotacji ekranu; możliwość zmiany wielkości czcionki i jej kroju; możliwość wyboru motywu tła; możliwość dzielenia się zaznaczonym fragmentem tekstu (Facebook, Twitter, mail); notatki; zakładki.
Czytało się bardzo wygodnie. Sama produkcja książek też już była prosta, bo czytało się formaty epub, a coraz więcej książek w tym formacie na rynku było dostępnych. I ekran telefonu nie był już taki mały, tekstu wchodziło sporo i tylko od pojemności Iphone zależało ile książek się na nim posiada. Biorąc pod uwagę, że książka waży średnio mniej niż 1Mb, a najmniejsza pamięć iphona to było 8 Gb, to sami widzicie. Całkiem pokaźny księgozbiór można było ze sobą nosić.Czytanie na iphone było super. Aplikacja w użyciu wyglądała mniej więcej tak:


Około 2007 roku zaczęły pojawiać się coraz częściej urządzenia przeznaczone tylko do czytania. W listopadzie 2007r. Amazon wprowadził pierwszą wersję czytnika, zwaną Kindle, zawierała 6-calowy ekran o 4-stopniowej skali szarości oraz 250 MB pamięci wewnętrznej. W pamięci mogła się pomieścić zawartość ok. 200 książek. Dodatkowo pamięć można było rozbudować dzięki kartom SD. Urządzenie kosztowało 399 dolarów (później 359 dolarów) i było sprzedawane tylko na terenie Stanów Zjednoczonych. Była to jedyna wersja z czytnikiem kart pamięci, we wszystkich nowszych wersjach zrezygnowano z możliwości rozbudowy pamięci.
Jak widać, pierwszy czytnik Amazona piękny nie był, wyglądał dość topornie,  późniejsze wersje oczywiście były coraz bardziej przyjazne użytkownikowi, ale ja jeszcze nawet nie myślałam, żeby tym się zainteresować. 

Szczerze powiem, że pierwszy raz czytnik z prawdziwego zdarzenia wpadł mi w ręce w 2012 roku, jakoś latem. No nie zachwycił mnie. 





Był to ten w środku.  Dostrzegałam niewątpliwe zalety einku, czyli papieru elektronicznego, ale jednofunkcyjne urządzenie za sporą jednak kaskę jakoś mnie nie pociągało. Czytałam nadal na kolejnych generacjach iphona. 
iPhone zapoczątkował rozwój systemu operacyjnego dla urządzeń mobilnych - iOS. Do późnej jesieni 2009 roku krążyło wiele pogłosek o iPadzie. Spekulowano nad nazwą urządzenia- najczęściej mówiono o nim "Tablet od Apple", lecz nazywano je także iTablet lub iSlate. 
27 stycznia 2010 przez Steve'a Jobsa na konferencji prasowej Apple odbywającej się w Yerba Buena Center for the Arts w San Francisco został zaprezentowany Ipad. 



Steve Jobs po pewnym czasie przyznał, że iPad został zaprojektowany jeszcze przed iPhone'em o czym wspomina w biografii Jonyego Iva - geniusza, który zaprojektował produkt Apple - Leander Kahney. Gdy okazało się, że takie urządzenie może zadziałać, Jobs wstrzymał prace nad iPadem, tym samym obierając za cel projektowanie iPhone'a.
Nie stałam się szczęśliwą posiadaczką ipada I generacji, ani nawet II. Jakoś tak. Miałam już w tym czasie macbooka, miałam Iphonka i to mnie zadowalało w zupełności. 


Aż tu nagle jesienią 2012 roku zapragnęłam go mieć. Jeszcze nie wiedziałam do czego będę używała i po co mam wydać dobrze ponad dwa tysiące, ale zaczął z mną chodzić. Chodził i chodził. Przeglądałam aukcje internetowe z zamiarem kupna jakiejś starszej wersji i używanej, no bo fanaberia to była, że strach. Ale jak to zwykle bywa w moim wypadku, trafiła mi się okazyjnie dość, nówka sztuka świeżo wydanej wersji z retiną - czyli ekranem o zawrotnej wręcz rozdzielczości.



Stał się mój! Nie odstępowałam go ani na krok. Musiałam wypróbować wszelkie jego możliwości. Poczta, net, gazety, zdjęcia, filmy, no wszystko chodziło pięknie. Byłam zachwycona. Laptop poszedł w odstawkę zupełnie. Tygodniami go nawet nie włączałam, no chyba, że akurat miałam do złożenia gazetę, bo jak już pisałam zajmuję się również grafiką, DTP itp.
Kolorowe magazyny wyglądały prawie lepiej niż w druku i miały tę zaletę, że nie było potrzeby udawania się po nie gdziekolwiek. Natychmiast były na miejscu gotowe do czytania. A jeśli jeszcze dodam, że wiele z nich było darmowych, no to widać, że bajka się sprawdzała czasem...

No i książki! Aplikacja Ibooks




stara i nowa ibooks

jest na iphone, jest i na ipada, można mieć te same książki i tu i tu, można mieć różnego rodzaju pliki PDF, które się pięknie przegląda, no można mieć wszystko. Stara wersja aplikacji nawet naśladowała wygląd półek bibliotecznych. I można było czytać wirtualną książkę  animując przekładanie kartek w prawdziwej. No taki bajerek.


 iBooks jest aplikacją, która daje mam również możliwość zintegrowania naszych urządzeń mobilnych.  Mając w iBooks na iPhonie te same książki co na iPadzie, mogę wychodząc z domu kontynuować czytanie na mniejszym ekranie. Co więcej, co jest najfajniejsze w tym wszystkim, że zaczynam czytanie na iPhonie od tego miejsca, w którym skończyłam na iPadzie. Synchronizacja. Jestem zachwycona. 


Zacytuję jeszcze  Dominika Ładę - jednego z twórców i-magazine: "Jakiś czas temu jak rozmawiałem z Henrykiem Sawką, usłyszałem bardzo fajne stwierdzenie. Otóż Henryk Sawka powiedział, że po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna może położyć się do łóżka i przed snem poczytać książkę nie zakładając okularów. Jest to niewątpliwie, jeden z istotniejszych ficzerów tabletu. Każdy użytkownik może dostosować wyświetlany tekst do swoich potrzeb. Może powiększyć czcionkę, wybrać jej krój czy też tło. Bardzo lubię czytać, podobnie do Pana Sawki, w łóżku. Oczywiście zazwyczaj wtedy już moja żona śpi. Wcześniej miałem ciosane kołki na mojej głowie, za to że „świecę jej lampką nocną po oczach” i nie może przeze mnie spać. Teraz praktycznie mogę czytać do woli. Przełączam swojego iPada – i to niezależnie praktycznie w jakiej akurat czytam aplikacji – iBooks, Kindle czy Woblink – w tryb nocny i voila. Tło mam czarne, a tekst biały. W sypialni praktycznie całkowicie ciemno, żona śpi, a ja mogę w spokoju zanurzyć się lekturze." Czego i Wam życzę, a dalej napiszę za jakiś czas, bo do kindla już nie daleko, jak zapewne się domyślacie...


Jest mi bardzo miło, że zaglądacie do mnie! Dziękuję serdecznie za wszystkie opinie i komentarze! 
Każdy śladzik Waszej bytności jest dla mnie niezmiernie ważny i zachęcający do dalszej pracy! 

sobota, 23 sierpnia 2014

Ślubnie!

Ponieważ sierpień sprzyja ponoć nowożeńcom, a i wrzesień takoż, bo mają w nazwie "r", a to podobno dobrze wróży, nie będę się rozpisywała tylko przedstawię propozycje sukien na tę okoliczność! Oczywiście dla Panny Młodej. Dla mamy młodej, czy młodego może innym razem...


\W roli modelki moja córka Adrianna













kolekcja sukni ślubnych Małgorzaty Dudek, młodej polskiej projektantki cenionej na świecie. 
Wraz z Adrianną w sesji wzięła udział Ania Piszczałka, 
finalistka I-szej edycji programu „Top Model”

czwartek, 21 sierpnia 2014

Fotki z Iphonka

Wczoraj zrobiłam sobie wychodząc do Manu z moją ulubioną przyjaciółką, taką fotkę iphonkiem. Jak to mówią? selfie? czy jakoś tak... tego drugiego określenia, które znam, nie użyję nigdy. Przez usta by mi nie przeszło a co dopiero przez klawiaturę...



Jakoś tak nie wiedziałam co na siebie założyć, ale wyszło mi, że sweterek ze Stradivariusa, spodnie z H&M i swetrzysko z Promodu połączone z balerinkami nn będą ok. Ale nie. Coś nie halo jak mówią gimnazjaliści, też zresztą moi ulubieni. To może szpileczki z Zary... E, nie, przecież nie będę latała w szpileczkach, nawet najpiękniejszych, po sklepach. Ok, to wracamy do balerinek i może zamiast pięknego aczkolwiek chyba jednak zbyt ciepłego jak na tę porę swetra - kurteczka. O. I tak jest ok. Chociaż... jak teraz patrzę na te fotki to wcześniej chyba było jednak szczuplej. pewnie to sprawiły buty na obcasie i linia tego swetra. Bo niby jest szeroki, obszerny, zamaszysty i ogromny a jednak wydłuża sylwetkę i wyszczupla wizualnie. To chyba jeden z ostatnich już nabytków na tegorocznej, letniej wyprzedaży. Chciałam powtórzyć dość dokładnie ujęcie z poprzedniego zdjęcia ale trochę mi nie wyszło. Za bardzo się śmiałam. Chyba.



Torebka z Reserved dla podkręcenia koloru i pięknie. Torebkę też nabyłam na wyprzedaży z czego jestem niezmiernie zadowolona. Ma odpowiednią wielkość. No nie jest to żaden Kors czy inna fajna marka, ale jest ładna i jak mi się znudzi to wyrzucę bez żalu.

No i na rękę to, po co robiłam te dwa kiepskie zdjęcia i pisałam to wszystko, komplecik bransoletek w dopasowanej kolorystycznie czerni.




Wszystkie zrobione z pięknych kamieni w różnych odcieniach czerni. Wiecie, że jak mówię moim dzieciaczkom w szkole, że czerń i biel mają tysiące odcieni to się śmieją? Ale tak, jak sami tu widzicie, każda czerń jest inna, tak jak i biel zresztą. Czasem ciężko nawet dopasować do siebie dwie sztuki odzienia, niby w tym samym kolorze, a jednak nie pasuje, no bo odcień inny!
Wracając do bransoletek - agat botswana, ciemny opal, lawa wulkaniczna, onyks, i lawa prasowana, kryształki, plus jedna malutka pandorka essence z kamieniem księżycowym. Pasują do stylizacji monochromatycznych jak i tych mniej stonowanych.
Aha i już się uczę robić ładne zdjęcia, nawet nabyłam drogą kupna lampę i nowy obiektyw, tak, że mam nadzieję wkrótce mieć lepsze efekty.

wtorek, 19 sierpnia 2014

era Iphone

Mniej więcej w okresie Walentynek 2008...
Mąż, wróciwszy z męskich rozrywek, jakim bez względu na wszystko się oddaje z zamiłowaniem od 35 lat,  w czym nawet rocznica ślubu wypadająca we wtorek by mu nie przeszkadzała, "rzucił" mi na kolana pudełeczko. Nieduże, czarne, eleganckie. Obrazek na wierzchu.  Coś mi jakby zaświtało, no ale tak nie do końca, coś jakbym gdzieś czytała, czy co. Niezwłocznie odpakowałam...



W środku
 - Zestaw słuchawkowy tak samo niewygodny jak w ipodzie
- dock- kabelek, ładowarka
- podstawowa i nstrukcja - czyli kilka obrazków, czyli nic
- ściereczka, którą mam do dziś, potem już takich nie dodawali
- no i to "coś"! Telefon! o matko!
Ale gdzie rysik?!! Ponieważ kilka od poprzednich telefoników już zgubiłam, ogarnęła mnie zgroza, że tu już zgubiono go na starcie!
Ale nie, wg męża rysika ma nie być. Okazało się, że mojego Złociutkiego koledzy już używają tego wynalazku i są zachwyceni. Zaprzyjaźniony, nasz czołowy obecnie tenisista, który wtedy rzecz jasna jeszcze takim nie był, ale na turnieje do Stanów już wyjeżdżał, przywiózł właśnie ten cieplutki produkt dla siebie i przyjaciół. Włączyłam. 
O dziwo naładowany, ma system operacyjny, ale coś mi się widzi, że nie działa. Gorączkowo szukam karty bez kodu pin. Mam. Pakuję do środka, dalej nie działa. Komunikat, że tylko połączenia awaryjne, oczywiście w zamorskim języku. No co robić?! Co robić?! Internet!!! Może coś piszą w tym temacie! Jest! Forum myapple.pl! 
Jesteśmy w domu...
No całe szczęście, że były ferie i nie musiałam latać do pracy. Mąż jakby pożytku ze mnie nie miał w ramach wdzięczności za podarunek... 
Zanim w trakcie prób i błędów udało mi się najpierw złamać, a potem odblokować, zdjąć simlocka i uruchomić ten sprzęt minęło kilka ładnych dni i nocy. Odmówiłam wyjazdu na narty. Prawie zarzuciłam wszelkie kontakty towarzyskie, no bo po co, skoro nikt nie miał pojęcia o mojej nowej miłości?
No, wreszcie. Działa. No tak, ale gdzie jest java? gdzie wgram pliki jar z książkami? Po co mi telefon najdoskonalszy na świecie, na którym nie można czytać?! Co z tego, że ma ipoda w sobie, że filmy wideo, poczta, internet i co tam jeszcze potrzebujecie... 
Ale od czego nieoceniony wujek google.  Przecież chyba nie tylko ja czytam na telefonie, ktoś chyba już to rozpracował! I rzeczywiście. Znalazła się w apstore Stanza, taka apka, która pozwalała czytać, zbierać i selekcjonować kolekcje książek. I byłam znów w niebie!
Tak się zaczęła moja miłość, trwająca do tej pory. Co ja mówię trwająca, rozwijającą się i coraz gorętsza, prowadząca mnie coraz dalej w głąb pięknego świata -  cd nastąpi...

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Zanim pojawił się Kindle

Ponieważ nadal nie mam zapasu gumki do koralików opiszę  dalsze dzieje moich wczesnych ebooków. Czytanie na telefonie spodobało mi się niezmiernie. Trochę bolał mnie kciuk od ciągłego przewijania strony, no bo skoro kilka linijek tego tekstu się tam mieściło to wymagało częstego klikania. Można było ustawić przewijanie automatyczne, no ale wtedy wystarczyło, że cokolwiek odwróciło naszą uwagę, a strony leeeciaaały no i potem trzeba było wracać, szukać, niekoniecznie to lubiłam. Więc ręcznie przewijałam. Ileś to trwało to czytanie, rok albo dwa, pewnie tyle ile umowa na telefon z Ideą jeszcze wtedy.
Kiedy skończyła się umowa dostałam nowy telefon. Sony Ericsson P800.


No to już zmieniało całkiem postać rzeczy. Miał ekran dotykowy! No co prawda należało dotykać tego ekranu rysikiem, ale zawsze i ten ekran był zdecydowanie większy od poprzedniego, i miał większą rozdzielczość (208 x 320 pikseli, 4096 kolorów - wspomnijcie dzisiejsze smartfony z retiną ;-)) więc literki o niebo lepiej na nim wyglądały. Pliki należało dalej przerabiać na *.jar - czyli format gry jawowskiej, ale działało jak dla mnie bajecznie. 
Sam telefon też był już niezły, miał dobry aparat, można było oglądać w nim filmy, internet i jakieś inne rzeczy, których nie pamiętam. Na tamte czasy był zdecydowanie w czołówce. 
Miałam go pewnie też około roku czy dwóch. Następnie przyszła pora na wymianę, i wtedy wierna już marce kupiłam kolejne jej dziecko z tzw wyższej półki, Sony-Ericss P990-i


Wyglądał bardziej profesjonalnie, był w kolorze szampana, i wzbudzał zachwyt nie tylko u mnie. Ekran również dotykowy, poniżej zamieściłam tabelkę z parametrami znalezioną na wikipedii. W dobie smartfonów wyszczególnione poniżej dane pewnie nas śmieszą, ale to był rok 2006.

wymiary114 x 57 x 25 mm
masa155 g
system operacyjnyUIQ 3 / Symbian OS v9.1
pasma900/1800/1900/2100
modem15mb/s poprzez kabel USB
wyświetlaczTFT, 262 144 kolorów, 240x320 pixel
procesor208 MHz, 64 MB RAM
pamięćwewnętrzna flash 80 MB i karta pamięci Memory StickPRO Duo™ 64 MB - standardowo, z możliwością rozszerzenia do 8 GB.
Cieszyłam się nim i cieszyłam. Jako ciekawostkę dodam, że miałam na nim zainstalowaną nawigację TomTom- a i pięknie to śmigało wszystko. Jak widać na obrazku miał i przeglądarkę i pocztę, i generalnie był "wypasiony". Czytałam nadal już w komfortowych warunkach.

Czytałam nie tylko książki, również gazetki, między innymi komputerowe różne. I kiedyś, pewnie tak jakoś na początku roku szkolnego 2007/08, wpadła mi w oczy notka o premierze nowego cuda jakim miał być iphone. Niedostępny w Polsce. Tylko w Ameryce. Cena to już nawet nie był kosmos, tylko chyba czarna dziura. Trochę szkoda, ale cóż. Żyje się dalej z tym co mamy. Jakoś ta notka nie zrobiła na mnie większego wrażenia i pewnie o tym cudzie zapomniałam.

i na dziś tyle... a co było dalej pewnie już wiecie, ale to za jakiś czas napiszę






niedziela, 17 sierpnia 2014

Czy mężczyźni noszą bransoletki?

Dziś przed chwilką oderwałam się od radosnej twórczości z prozaicznego powodu. Skończyła mi się gumka do nawlekania koralików. A przecież dziś niedziela i był właśnie długi weekend, więc nie miałam gdzie kupić. Jutro pobiegnę do lokalnego sprzedawcy i będę znów prawie szczęśliwa.
Ponieważ nawlekanie na linkę jubilerską jest trochę bardziej pracochłonne, bo to i supełki trzeba wiązać, łapaczki na te supełki zakładać i zapięcia, jakieś kółeczka i różne inne dziwne rzeczy, łańcuszki, no jednym słowem sama przyjemność... to udało mi się zrobić tylko trzy nowe bransoletki. Raczej myślałam robiąc je o naszych wspaniałych mężczyznach, no ale nie wiem sama czy to dobry pomysł. Oceni ten kto tu zajrzy... Hematyt, metal, stal chirurgiczna niby to do facetów pasuje, ale czy będą chcieli? Zainspirowały mnie fotki przystojnych i przystrojonych...  http://pawelzegarow.blogspot.com/2013/02/bransoletki-dla-mezczyzn-garsc.html










wtorek, 12 sierpnia 2014

Czytelniczo

Z przyjemnością trafiłam dziś na stronę bloga Karoliny Pająk  http://dzosefinn.blogspot.com/p/blog-page_4.html i niezmiernie spodobało mi się wyzwanie czytelnicze. Przeczytam tyle ile mam wzrostu... no cóż, postaram się ograniczać czytelniczo, coby nie przekroczyć magicznej liczby 173 cm grzbietów. 
A tak poważnie to nie zamierzam mierzyć grzbietów przeczytanych książek, zwłaszcza, że czytam na urządzeniach elektronicznych już od mniej więcej 12 lat, ale cała akcja bardzo mi się podoba. I to, że wyzwanie podjęło tyle osób.  W czasach kiedy mówi się powszechnie o braku czytelnictwa widzieć, że ktoś stara się czytać jest mi bardzo miło. Zachęcam do podejmowania wyzwania! Niezależnie od tego na czym się czyta, myślę, że warto. 
Ja rzeczywiście czytam od wielu wielu już lat tylko wersje elektroniczne książek. 
Zapewne po części jest to spowodowane tym, że zawsze miałam słabość do różnego rodzaju gadżetów i nowinek i zawsze szukałam czegoś nowego. Pierwsze książki jakie czytałam na telefonie komórkowym miały postać plików jar. Nie były może idealnie przygotowanymi plikami, nie miały pięknego formatowania, ale były. I mimo wszystko dało je się czytać. 
I nie uwierzycie na czym je czytałam. Było to taki telefon Sony Ericsson z kolorowym, malutkim ekranikiem, już dziś nie pamiętam ile linijek tekstu na nim się mieściło.
Malutko. Ale spokojnie dawałam radę. Chyba po przeczytaniu pierwszej książki, która miała białe literki na czarnym tle, okazało się, że można zmienić tryb nocny i dzienny, to już było pięknie. Zadobyłam program do przerabiania  doc na jar i byłam w swoim żywiole. Co prawda przerabianie zabierało sporo czasu ale eksperymenty lubiłąm zawsze i było świetnie. Miałam w telefonie tyle książek ile chciałam, mogłam czytać wszędzie i nie targać ze sobą grubych tomów... a że jestem maniaczką czytania, chorobliwie uzależnioną od niego, nie miało dla mnie dużego znaczenia to jak czytana książka wygląda na telefonie, tylko, że ma treść i daje się czytać pomimo wszystko.
I tak zostało mi do dziś. Pasjami czytam blogi czytelnicze jak również te dotyczące nowych technologii. Zapewne już dawno stałam się gekiem. i Bawią mnie niezmiernie różnorodne stwierdzenia „zapalonych” czytelników czy czytelniczek, którzy do tego aby czytać muszą mieć spełnione odpowiednie warunki. I nie wyobrażają sobie, żeby książka nie pachniałą drukiem, i żeby nie słyszeć szelestu kartek, i żeby nikt nie przeszkadzał, i żeby to było misterium. Ale w ciągu roku, ponieważ nie mają tych jakże przyjemnych warunków czytają zaledwie kilka pozycji...
Ja kiedy czytam, to nie ma znaczenia nic poza treścią. Pewnie, że wolę aby ta treść miała sens, ale należę do takich czytelników, którzy z braku czego innego czytaliby nalepki na szmponie ;-)
Jak będzie mi się chciało to wkrótce opiszę dalszy rozwój czytelnictwa na dziwnych urządzeniach...



wtorek, 5 sierpnia 2014

Nowe kamienie

nowe źródło kamieni spowodowało, że znalazłam się w kamykowym niebie. Było tam wszystko... dokładnie wszystko.  Więc teraz czas na radosną twórczość.  Mam tyle pomysłów na nowe modele, że nie nadążam ich realizować i sama już nie wiem, który z nich na początek. I te kamienie. Też nie wiem, który najpierw, ten, ten, a może ten bo tego jeszcze nie miałam w łapkach... no po prostu magia. 
Są cudne i mam nadzieję, że wytworzone z nich obiekty też takie będą. 

Zdaję sobie sprawę, że zdjęcia, które zamieszczam są kiepskiej jakości, ale mam nadzieję, że jak tylko ogarnę trochę umiejętności fotograficznych, to się polepszy. Na dokładkę oprócz mojej pasji do robienia biżuterii równocześnie realizuję pasję dotyczącą pisania stron internetowych, czytelniczą, gadżeciarską i shoppingową. Zwłaszcza ta ostatnia zajmuje mi sporo czasu, że o kasce nie wspomnę...
No to sami widzicie, że na zgłębianie tajników fotografii zostaje niewiele czasu. Ale wiem, wiem, to niczego nie tłumaczy i już wzięłam się za przygotowanie odpowiedniej jakości zdjęć. Nie wiedziałm zasadniczo czy ogarnę umiejętność blogowania, więc uznajmy to dopiero za pierwsze próby..

efekty, chwilowo wstępne, bo nie mam czasu focić, do oglądania w ofercie, zapraszam